BITWA
POD WIZNĄ i kpt.RAGINIS |
W czasie dramatycznych wydarzeń na przeprawach dolnej Narwi z pola
widzenia polskich dowództw umknęły odsunięte ku północy twierdze Augustów,
Osowiec i Wizna, z których ta ostatnia miała następnego dnia zdobyć laur
niezwykłego bohaterstwa. Augustów był obsadzony przez 3 pułk KOP ppłka Z.
Zajączkowskiego, załogę Osowca stanowił 135 pp z dywizjonem 32 pal i
batalionem fortecznym mjra A. Korpala pod ogólnym dowództwem podpułkownika
Tabaczyńskiego, Wizny zaś broniła 3 kompania forteczna batalionu "Osowiec"
pod dowództwem kpt. Władysława Raginisa, wzmocniona 8 kompanią 135 pułku
kpt. Schmidta. Początkowa załoga Wizny w składzie III batalionu 71 pp
odeszła na południe jeszcze przed zamierzonym uderzeniem pod Rożanem. W
dniu 8 września twierdze te przeszły pod rozkazy dowódcy Obszaru Warownego
"Grodno", gen. Olszyny-Wilczyńskiego, tego samego dnia przyszedł rozkaz
Naczelnego Dowództwa, aby ich załogi odesłać transportami kolejowymi na
południe kraju, do odwodów Naczelnego Wodza. Generał przekazał rozkaz do
wykonania podległym dowódcom. Jednak on dowódca Osowca. ppłk Tabaczyński,
nie chciał dać wiary w możliwość takiego rozkazu ; -Panie generale, rozkaz
otrzymałem -meldował w rozmowie telefonicznej. -Uważam, że to jakaś
mistyfikacja. Proszę o potwierdzenie. Generał także wzdragał się przed
wykonaniem tego rozkazu, ponieważ ogałacał on cały, północno-wschodni
obszar kraju z wojska. Żądał osobistego polecenia Smigłego-Rydza; -Tak,
rzeczywiście - potwierdził dowódca obszaru. -Taki jest rozkaz Naczelnego
Dowództwa. Było to w obliczu natarcia 21 niemieckiej dywizji na Nowogród i
Łomżę oraz korpusu pancernego Guderiana na Wiznę. -W tej chwili wracam
spod Wizny -meldował ppłk Tabaczyński. - Nieprzyjaciel przygotowuje
natarcie. Jeśli jutro przerwie odcinek, jego oddziały zmotoryzowane będą
wcześniej w Białymstoku niż moje wysłane dzisiaj. W każdym razie -rzekł z
determinacją -8 kompanii spod Wizny wyciągnąć nie mogę. -Tak, to smutne -
przyznał gen. Wilczyński. -Proszę poczekać przy aparacie. -Miał jeszcze
łączność z Naczelnym Dowództwem, któremu przedkładał sprawę kompanii.
-Tak, zgoda -rzekł po chwili. - Załadować pułk bez 8 kompanii. |
Zamiarem Naczelnego Wodza jest skoncentrować wszystkie nie zużyte siły na południu Polski celem wykonania -jak powiedział
generał
-decydującego uderzenia. Lecz nie dość było tego wyjaśnienia. Marszałek
Smigły-Rydz zażądał połączenia z ppłkiem Tabaczyńskim, któremu wydał
osobiście rozkaz wycofania się znad Narwi i Biebrzy. -Panie marszałku
-próbował tłumaczyć dowódca twierdzy - melduję posłusznie, że mogę zamknąć
się w twierdzy i skutecznie bronić Osowca. Smigły-Rydz przerwał mu ostro:
-Proszę wykonywać rozkaz bez dyskusji! Pan nie zna sytuacji ogólnej. Na
utrzymaniu Osowca nic mi w tej chwili nie zależy! W odmiennych
stanowiskach liniowego dowódcy i Wodza Naczelnego zarysowała się cała
przepaść dzieląca wrześniową taktykę od strategii. Gdy wojsko domagało się
bicia wroga, intuicyjnie wyczuwając słabe punkty Niemców, dowództwo
operacyjne nakazywało odwrót, wciąż odwrót. Tak więc w rezultacie kpt.
Raginis zachował w swym ręku kombinowany batalion wojska, to jest własną
kompanię forteczną, 8 kompanię 135 pp i kompanię rezerwową saperów z
plutonami wzmocnienia, wśród których, obok dwóch posiadanych plutonów
pozycyjnych artylerii, największe znaczenie miały pluton artylerii
piechoty i pluton cekaem. Ostatecznie na odcinku "Wizna" pod jego
rozkazami znalazło się około 20 oficerów i 700 szeregowych oraz 6 dział,
24 cekaemy, 18 erkaemów i 2 rusznice przeciwpancerne. Siły te przez trzy
doby broniły się przed dwudywizyjną grupą "Brand", a przez dalsze trzy
powstrzymywały napór czterech wielkich jednostek korpusu Guderiana z
kilkuset czołgami, wykonując jedyne w swym rodzaju zadanie opóźniania. Już
5 września w godzinach przedwieczornych pozycje pod Wizną zostały
ostrzelane ogniem artylerii niemieckiej, prawdopodobnie z rejonu Jedwabna,
panującego nad całym terenem. 6 września od wczesnych godzin rannych cały
odcinek pierwszej i drugiej linii obronnej został pokryty tysiącem
pocisków artylerii wroga. Około godz. 7 pozycje nad Wizną zaatakowało
także lotnictwo. Na przedpolu trwały działania patroli. Na skutek
długotrwałej suszy zapaliło się poszycie okopów; żołnierze szukali
schronienia w zagłębieniach terenu, w lejach po wybuchu bomb i pocisków
artyleryjskich, wychodzili też ze schronów, gdyż nie było w nich
wentylacji. W godzinach popołudniowych tego dnia zginął woźnica, dowożący
skrycie między drzewami strawę do schronów i na stanowiska otwarte. Odtąd
skończyło się zaopatrzenie z kuchni, pozostały "żelazne" porcje. |
7 września do działań brygady fortecznej "Lotzen" doszły pod Wizną
działania 10 DPanc. Jej pancerno-motorowy oddział rozpoznawczy napadł i
rozproszył wysunięty pod Jedwabne pluton konnych zwiadowców (jego dowódca
został ranny) i posunął się do samej Wizny. Znajdująca się tu placówka
wycofała się za Narew, po czym most na rzece - wraz z pierwszymi na nim
czołgami niemieckimi -wysadzono w powietrze. W nocy przeprawił się przez
rzekę patrol niemiecki i usadowił tuż przy zburzonym moście. Patrole grupy
fortecznej "Lotzen" podchodziły także pod Giełczyn, lecz następnie
wycofywały się za Biebrzę. Od rana 8 września 10-kilometrowy odcinek
"Wizna" rozpoznawały dwie wielkie jednostki niemieckie: brygada forteczna
"Lotzen", która kierowała się przez Biebrzę na pozycję "Giełczyn", oraz 10
dywizja pancerna nacierająca wzdłuż grobli szosowej z Wizny na pozycję
"Góra Strękowa". Pluton konnych zwiadowców rozprysnął się na przedpolu już
poprzedniego dnia pod uderżeniem szpicy pancernej, a uszu obrońców doszła
gwałtowna strzelanina z kierunku Jedwabne. Pułkownik Tabaczyński widząc,
co się dzieje, postanowił wesprzeć Wiznę I batalionem 135 pp mjra
Nowickiego, ale był on daleko na przedpolu Osowca, w lesie Ruda i mógł
przybyć dopiero 10 września. Kapitan Raginis od świtu zajął miejsce na
swym punkcie obserwacyjnym pod Górą Strękową. Po zachodniej stronie Narwi
koncentrowały się oddziały piechoty i czołgów wroga. Nad pozycją krążyły
samoloty rozpoznawcze w czasie porannej odprawie kapitan podzielił się z
podległymi oficerami swoimi spostrzeżeniami. -Liczę się z działaniami
zaczepnymi nieprzyjaciela w godzinach przedpołudniowych -rzekł.
-Przypominam jeszcze raz: nie ujawniać przedwcześnie własnych źródeł
ogniowych. Otwierać ogień z małej odległości. Trzymać nerwy na wodzy!
Mówił to wszystko jakby był starym żołnierzem frontowym. A przecież ani
on, anijego podkomendni nie znali wojny. To miał być ich wspólny chrzest
bojowy. Kapitan Raginis ukończył w 1930 roku Szkołę Podchorąźych Piechoty
w Ostrowi Mazowieckiej, był dowódcą plutonu, a następnie kompanii w 76 pp.
Do batalionu fortecznego "Osowiec" przyszedł na kilka miesięcy przed
wojną, obronę zaś odcinka Wizny objął wraz ze swoją 3 kompanią forteczną
26 sierpnia 1939 r. Wyróżniał się zawsze poczuciem obowiązku i żelaznym
uporem. O godzinie 9 przyszedł pierwszy meldunek z pozycji "Giełczyn":
-Nieprzyjaciel przeprawia się przez Biebrzę. Na przedpolu pokazała się
piechota wroga. |
Drużyny w baniastych hełmach, w nienawistnych barwach feldgrau wolno
przybliżały się do polskich stanowisk. Lecz krótkie serie z erkaemów
przygważdżały je do ziemi. Kapitan Raginis wyciągnął wniosek, że punkt
ciężkości niemieckiego natarcia chwilowo kieruje się na pozycję
"Giełczyn", tam więc w rejon
mostu przesunął swój odwód: przydzieloną kompanię saperów.
Zerwała się znów kanonada. Nawały ogniowe Niemców przesuwały się na
głębokość całego odcinka, sięgały aż do opuszczonych stanowisk III
batalionu 71 pp, wracały do przedniego skraju, aż wreszcie skoncentrowały
się na dwóch wysuniętych pod Wiznę schronach. Kłęby gęstego dymu stanęły
zwartą ścianą na całym przedpolu. Z polskiej strony odpowiedziała kilkoma
seriami bateria porucznika St. Brykalskiego i zamilkła: trzeba było
oszczędzać amunicję! Obaj z dowódcą poprzysięgli sobie, że żywi nie
oddadzą pozycji. Tymczasem potężne gejzery ognia i dymu ciężkiej artylerii
obramowały cel i dobierały się do żelbetowych konstrukcji. Ponad dwie
godziny trwał huraganowy ogień skoncentrowany na czatę " Wizna". Pod
wieczór zameldowało się u kapitana kilku żołnięrzy z czaty i załogi dwóch
wysuniętych bunkrów; tylu ich tylko zostało. -Nie można było dalej
-zameldował kpr. F. Pawlak. -Rozumiem was, dziękuję -odpowiedział dowódca.
Wiedział, że każdy żołnierz wcześniej czy później będzie tu potrzebny.
Patrol pod dowództwem kapitana Schmidta stwierdził w nocy, że wysunięta
pod Wiznę pozycja nie została jeszcze obsadzona. Na przedpolu płonął
krwawą czerwienią podpalony most, z Wizny dochodził nieustanny huk
motorów. To masa pancerna wroga gromadziła się do przeprawy. Rozpętany
ogień artyleryjski nie ustawał, a nawet przybierał na sile. Patrol z
powrotem przyprowadził jeńca. Niemcy budowali most przez Narew. Kpt.
Schmidt usadowił się w kopule schronu "Kurpiki" przy cekaemie. Jeden
pluton z przedpola został rozmieszczony w rejonie Góry Strękowej, drugi
odesłany na lewe skrzydło w rejon Maliszewo-Łynki. Dnia 9 września o
godzinie 8 przybył do Wizny generał Guderian. Jego korpus po kilku dniach
nieobecności na froncie wynurzył się marszem pozafrontowym z terytorium
Prus Wschodnich i zmierzał głębokim rajdem w kierunku na Brześć.
Podporządkowane mu zostały jednostki już walczące na polskiej pozycji.
Dowódca 10 dywizji pancernej, gen. Stumpff, zameldował, że jego piechota
po sforsowaniu Narwi zdobyła betonowe schrony bojowe i toczy nadal
pomyślną walkę. Lecz kiedy Guderian udał się do pierwszej linii, okazało
się, że zasadniczy zarys linii obronnej był nienaruszony. A o jej sile
miał możność przekonać się osobiście, gdy przez dłuższy czas musiał
przeleżeć pod ogniem z polskiego bunkra. Wzburzenie wysokiego dowódcy
Wehrmachtu nie miało granic. Zaczął wydawać rozkazy oddziałom i grupom
bojowym, popychając wszystkich naprzód, a na kierunek Wizny wprowadził 3
DPanc. z II rzutu razem 4 wielkie jednostki. Tymczasem ogień niemieckiej
artylerii jeszcze wzmagał się na sile. Już w godzinach przedpołudniowych
por. Brykalski meldował telefonicznie: -Nieprzyjacielska artyleria
ostrzeliwuje stanowisko. Są zabici i ranni. Jedno działo zniszczone. |
Na pododcinku "Giełczyn", bronionym tylko przez II pluton forteczny i pluton 8 kompanii 135 pp pod dowództwem por. Kiewlicza, przed południem wybuchła zaciekła walka. Ze schronów bez wentylacji nie można było dalej strzelać, wyniesiono więc broń do okopów. Tymczasem artyleria własna osłabła,
a jej dowódca, porucznik Brykalski, dopełnił już swej przysięgi: poległ
ugodzony odłamkiem na stanowisku ogniowym. Niestety, kpt. Raginis nie mógł
załodze "Giełczyn" udzielić pomocy, gdyż i na centralnym odcinku robiło
się gorąco. Tymczasem obserwator zameldował o zbliżaniu się czołgów. Szły
od północnego wolnego skrzydła, od wsi Kołodzieje. -To początek końca
-pomyślał por. Kiewlicz. Nie osłonięte północne skrzydło nurtowało go od
dawna, od chwili odejścia III batalionu 71 pp. Ruszyła też tyraliera od
czoła. Ześrodkowany ogień maszynowy przydusił ją do ziemi. Ale załoga
wciąż była czynna. Jednakże nowa nawała artylerii obezwładniła obrońców.
Ranny i ogłuszony dowódca otrzymał telefoniczny rozkaz z Osowca, aby
spalić pod Strękową Górą most przez Narew, następnie wycofać się.
Zgromadzono znaczną ilość siana pod drewnianym przęsłem -i po chwili most
płonął jak zapałka. Był to najwyższy czas, bo już ukazały się lekkie
czołgi. Załoga znalazła się w potrzasku. Dostać się do niewoli, czy iść w
ogień. Por. Kiewlicz wybrał drogę przez ogień... Resztki obrońców
skierowały się na Białystok, nosząc ze sobą rannego i poparzonego dowódcę.
Pod osłoną nocy zdołały wycofać się do Białegostoku dwa działa, pluton
pionierów, kompania saperów i nieco piechoty. Nocy tej plut. Maks,
sprawdzając z podoficerem łączności zerwaną linię telefoniczną, dotarł do
schronu "Góra Strękowa", skąd został wezwany przez kpt. Raginisa. Wciąż
grzmiała niemiecka artyleria. Pod czarnym sklepieniem nieba na całym
przedpolu było widno jak w dzień. Paliły się chłopskie zagrody, pełne
zboża stodoły, stogi, drzewa, płoty, paliła się wysuszona wokół trawa.
Przewyborny widok dla pejzażysty, ale i przerażający. Plut. Maks, ścigany
nawałami ognia, ledwie dopadł schronu dowódcy w Górze Strękowej. Por.
Brykalski już nie żył, kpt. Raginis był ciężko ranny; po wycofaniu się z
wysuniętej pozycji wezwał przez plut. Maksa do pomocy por. Zawadzkiego. Na
pododcinku południowym "Kurpiki" natarcie niemieckie, wsparte ciężką
bronią i artylerią, rozwinęło się około południa i o godzinie 15
nieprzyjaciel wtargnął w polską pozycję. Artyleria obrońców zamilkła
całkowicie. O godzinie 17 natarcie niemieckie posunęło się dalej. Pod
zmasowanym ogniem armat przeciwpancernych trwał do końca lewoskrzydłowy
ciężki schron Maliszewo-Lynki, strzelając na tyły nacierających Niemców.
Ci zaś zaczęli oskrzydlać obronę, przenikając do lasu przy, szosie
Strękowa Góra-Mężenin poza linią schronów. Godzinę wcześniej kpt. Raginis
po raz ostatni porozumiał się przez radio z dowództwem w Osowcu.
Zameldował mjrowi A. Korpalowi, że poniósł duże straty, sam jest ranny i
nie ma artylerii, że jednak posterunku swego nie opuści. Tymczasem
posiłkowa piechota 135 pp nie bacząc na morderczy ogień wszystkich
rodzajów broni rusza do przeciwuderzenia, gdyż w ten tylko sposób może
dotrwać do wieczora. Kilka unieruchomionych wozów staje na przedpolu.
Polacy obsadzają rowy strzeleckie i resztki ciężkiego schronu. Jest to
jednak już ostatni sukces obrońców Wizny. |
Strzelcy pancerni, wsparci świeżymi oddziałami piechoty i czołgów, znowu
ruszają do natarcia. O godzinie 18 schron "Kurpiki" nie ma już ani jednego
cekaemu, a dowódca kompanii kapitan Schmidt jest oślepiony wybuchem
pocisku pod kopułą schronu. Kilkadziesiąt pancernych kolosów ukazuje się
na przedpolu pozycji. Czołgi przejeżdżają przez stanowiska, ocierają się
schrony bojowe. Trzy trafione płoną jak pochodnie, dalsze dwa najeżdżają
na miny. Cóż to jednak znaczy, gdy 10 dywizja pancerna liczy około 100
czołgów, a 3 DPanc. - ponad 300. Resztki polskiej obsady "międzypola", już
to wcisnęły się w bruzdy i rozpadliny, już to odskoczyły do tyłu. Mimo
beznadziejnej sytuacji obrona poszczególnych schronów trwała nadal. Wybuch
każdego pocisku wtłaczał przez otwory do schronu gaz dym, drobne odłamki i
pył z ziemią, który zasypywał uszy i oczy, zatykał oddech w piersi, tak że
żołnierze dusili się i mdleli; trzeba ich było przenosić pod pompę i
otrzeźwiać wodą. Najwyższą chlubę przynosi polskiemu żołnierzowi przebieg
walki opisany przez majora Malzera z XIX korpusu pancernego. |
"Czołowe natarcie na bunkier nie doprowadziło do celu - pisze
sprawozdawca. -Dowódca saperów zdecydował się zatem obejść schron [...]
Przez zamienioną w zgliszcza wieś [Kurpiki] oddział szturmowy uderzył
skośnie na schron, który wciąż ostrzeliwał naszą piechotę..."
Nadjechały czołgi i pod ich osłoną oddział szturmowy zbliżył się do
schronu. Ponieważ czołgi otworzyły ogień na strzelnice i obezwładniły
chwilowo polskich cekaemistów, jednemu z saperów udało się podbiec do
drzwi wejściowych i podłożyć ładunek wybuchowy. Silna detonacja wyrwała
drzwi. Cóż, kiedy wejście zostało od razu zamknięte ogniem. Drugi saper
podczołgał się do otworu i obrzucił go granatami, tak że cekaem zamilkł.
Ale próba wtargnięcia do schronu spełzła na niczym, ponieważ polski
karabin maszynowy z kopuły trzymał Niemców nadal pod ogniem, trzeba było
uporać się z kopułą. Jednak Polacy i teraz się nie poddali, choć broń ich
uległa zniszczeniu. Dopiero, gdy jeden z saperów wszedł na schron i wrzucił
do środka kilka granatów, opór załogi został ostatecznie złamany. " W
schronie znaleźliśmy 9 zabitych" |
Na
pozycji "Wizna" jeszcze 10 września bronią się w osamotnieniu pojedyncze
schrony bojowe. Szczątki załogi schronu "Góra Strękowa" wpół żywej,
oślepionej i ogłuszonej -wpadają do niewoli. Bohaterski dowódca bastionu
każe ostatniej grupie opuścić bunkier i sam z odbezpieczonym granatem
czeka na wroga. Silny wybuch wstrząsa schronem, kpt. Raginis dopełnił swej
przysięgi. Niemcy nie mogą dać wiary, że ta garstka obrońców przez dwa dni
zatrzymała cztery jednostki w ich gonie na Brześć! Naczelne Dowództwo,
rozważywszy sytuację operacyjną na froncie północnym, wstrzymało
załadowanie załóg Augustowa, Osowca i Wizny, i więcej, zgrupowania te
oddało ponownie pod rozkazy gen. Młota-Fijałkowskiego. Lecz, niestety,
nowego nieporozumienia " nie udało się już odrobić. Rozkaz anulujący
odejście 135 pp z Osowca zastał pułk w czasie ładowania się do transportów
w odległym o 30 kilometrów Knyszynie.Płk wraca do twierdzy, w której
pozostał tylko batalion forteczny pod dowództwem mjra A. Korpala z
artylerią pozycyjną i saperami. Uwagę podpułkownika Tabaczyńskiego
zaprząta sprawa odbicia Wizny, ale po pokonaniu drogi powrotnej jego pułk
nie jest zdolny do dalszego wysiłku. Do Wizny jest 30 kilometrów. Z
Białegostoku nadchodzi kolumna samochodowa, jednak droga wzdłuż Biebrzy
jest po wykonanych zniszczeniach nie do użycia. Stają do jej naprawy
junacy. Wreszcie I batalion 135 pp dotarł do pozycji pod Giełczynem,
zastając pustkę i zniszczenie. W oddali przez Narew przeprawiają się
czołgi i działa korpusu pancernego. Podpułkownik Tabaczyński zarządza
wypad. Ale z powodu wyczerpania żołnierzy do żadnych działań nie
dochodzi... Po prostu padają w lesie ze zmęczenia i zasypiają. Odgłosy
kanonady z kierunku Wizny dochodziły aż pod Zambrów, gdzie po czterech
przemarszach nocnych stanęła Suwalska Brygada Kawalerii gen. Podhorskiego.
W lukę między Łomżę i Wiznę wszedł 2 pułk ułanów Grochowskich płka K.
Plisowskiego. Jego rozpoznanie przeszło przez Narew pod Niwkowo,
podporządkowana kompania kolarzy 33 DP poszła na Grądy-Woniecko, a patrol
pchor. E. Sapiehy sięgnął aż pod Strękową Górę, gdzie natknął się na
czołgi i został rozbity. Tymczasem wieczorem 9 września nastąpiła zmiana
na stanowisku dowódcy pułku; płk Plisowski odchodził do objęcia brygady,
gdyż gen. Podhorski otrzymał dowództwo utworzonej właśnie Grupy
Operacyjnej w składzie Suwalskiej i Podlaskiej BK oraz 18 DP.
Nowy dowódca 2 pułku
ułanów, ppłk K. Anders (21 p.uł.), postanowił wobec nadciągającego od
północy wroga wystąpić zaczepnie. Celem wzmocnienia kompanii kolarzy
ruszył pod Rutki 2 szwadron rtm. J. Mielżyńskiego, lecz zanim tam
przybył, kompania rozprysła się pod uderzeniem pancernym przeważających
sił niemieckich. Jeden z zagonów odciął szwadron od reszty pułku i
opanował Rutki. Gros pułku zdołało uchwycić wschodni skraj lasu
Kołomyja, gdzie przez cały dzień odpierało pancerne ataki wroga. W nocy
pułk, porozcinany na wiele części, rozpoczął odwrót, przemykając się
między kolumnami korpusu pancernego Guderiana. Odcięty od pułku 3
szwadron rtm. Mariana Cyngotta walczył w obronie Białegostoku i dopiero
18 września dołączył do macierzystej jednostki. Niektóre jego części
wycofały się aż do Wołkowyska. Były to: I szwadron rtm. St.
Sołtykiewicza i 4 szwadron por. W. Wyszyńskiego. Weszły one w skład 102
p.uł. jako jego 2 szwadron, który wraz z innymi pułkami rezerwowymi
utworzył w Wołkowysku Rezerwową Brygadę Kawalerii pod dowództwem płka
Edmunda Helduta-Tarnasiewicza. Rtm. Sołtykiewicz (później dowódca
kawalerii w oddziale "Hubala") został zastępcą dowódcy tego pułku.
|
Na podstawie: "Bitwy
polskiego września" |